Szczerze mówiąc, szedłem do kina bez jakiegokolwiek nastawienia. Ze względu na ostatnie epidemiologiczne wydarzenia i tęsknotę za kinem, stwierdziłem że pójdę na cokolwiek. I powiem bez ogródek, że nigdy się tak nie zawiodłem.
Prowadzenie wydarzeń w filmie jak i sama fabuła, są cholernie płytkie, choć reżyser stara się na siłę wplatać jakąś głębię różnymi cytatami, wierszami lub artystycznym bełkotem, który spokojnie można było pominąć nawet biorąc pod uwagę zamiłowania postaci w tej dziedzinie. I żeby nie było, nie mam nic do sztuki, jakąkolwiek postać by ona nie przybrała.
Jedyne co uratowało ten film ( ale i tak w niewystarczającym stopniu by dostał ode mnie przynajmniej 5) jest gra aktorska ( choć postacie, też wydawały mi się napisane bez polotu) oraz sceny seksu, które jak na film kinowy były dość bezpośrednie i porządnie nagrane ( o ironio lepsze niż w takich 50ciu twarzach Greya, którego motywem przewodnim był właśnie seks).
Zdecydowanie odradzam za równo tracenie pieniędzy na ewentualne kino, jak i wolny sobotni wieczór.
Zgadzam się w 100%. No i zakończenie. Już dawno nie oglądałam czegoś tak naiwnego.