Kobajaszi (piszę nazwisko tak jak się wymawia po polsku, ponieważ nie ma powodu, aby w zapisie japońskich nazwisk korzystać z angielskiej transkrypcji) nakręcił film wielki. Ale nie o formie zamierzam tu pisać. Zajmę się treścią. Reżyser tworzy film, który na celu ma krytykę japońskich świętości, podważanie narodowych mitów i krytykę tradycji. I robi to w najlepszy możliwy sposób. Film jest subtelny, pozbawiony cynizmu (znanego z wielu filmów europejskich) i co najważniejsze pełen zrozumienia dla wszystkich bohaterów rozgrywającego się dramatu. Kobajaszi nie idzie na skróty kreśląc groteskowe portrety filmowych ,,czarnych charakterów", czy biednych uciśnionych roninów. Wszystko to jest wygrane na tyle subtelnie, że widz może sam wyciągać wnioski z zachowań bohaterów, może je zrozumieć, aby następnie dane zachowanie potępić lub nie. Jest to zabieg udany do tego stopnia, że niejako rozumiemy nawet akt zmuszenia młodego samuraja do okrutnego seppuku za pomocą miecza bambusowego. I w tym doskonałym zobrazowaniu ludzkich zachowań Kobajaszi zawarł krytykę jednej z największej świętości Japonii, krytykę ,,honoru samuraja". Pokazał ludzi takimi jakimi faktycznie byli, a nie takimi jakimi chcieliby ich widzieć potomni (choć to z pewnością subiektywne stwierdzenie). Takiego stylu polemizowania z narodowymi świętościami życzę tym wszystkim, którzy kiedyś chcieliby się za podobny temat zabrać. Miejcie odwagę odrzucić na bok maskę cynika, za którą łatwo się schować. Stwórzcie dzieło tak prawdziwe, tak poważne i tak pełne empatii względem swoich bohaterów jak Kobajaszi. Zróbcie film w duchu szacunku dla narodowych świętości, a jednocześnie te świętości krytykujcie.
Sam bym lepiej tego nie ujął. Szkoda, że taki film u nas nie powstanie. Powstał jedynie "Dzień świra" w kontekście naszych narodowych przywar. Tylko byś nie popadł w samouwielbienie splunę odrobiną naszego swojskiego, polskiego, "Miauczkowego" jadu ;) Nie byłem w Japonii, ale wydaje mi się, że zamiast "Kobajaszi" powinno być "Kobajasi" (si czytane jako ś), albo po prostu "Kobajaśi" [wiem - tak się chyba nie pisze, ale niech się głowią nad tym profesorowie Miodek i Bralczyk ;) ] Pozdrawiam serdecznie i nie bądź na mnie zły - zmagam się z bezsennością, do tego mam kłopoty z pamięcią krótkotrwałą dlatego nieraz sam nie poznaję tego co napisałem np. 2 dni temu...
PS: Harakiri, Bunt i Miecz zagłady to moje TOP3, jeśli chodzi o kino samurajskie, które "przemyca" tak naprawdę brutalną prawdę o życiu.
Co do kina polskiego i naszych świętości narodowych jest jeszcze jeden film który warto obejrzeć
https://www.filmweb.pl/film/Eroica-1957-1205
Akurat fabuła filmów Koterskiego pływa w sarkaźmie. Co do naszego kina i świętości, to oprócz Munka także wczesny Wajda w "Popiele i diamencie". W ogóle Wajda nie był zdolny do cynizmu, co akurat nie robiło za dobrze jakości jego ostatnich filmów.