Włączając ten film weszłam na filmweb żeby sprawdzić jak społeczność go oceniła... Dzisiaj zdałam sobie sprawę z tego, że to bezsensu. Dla jednej osoby film mógł być nudny, melancholijny ale dla mnie był trzymający w napięciu, każdą scenę przeżywałam i analizowałam. .Film uderzył mnie w twarz. Pokazał co znaczy prawdziwa samotność. Do czego człowiek jest zdolny żeby ktoś go zauważył, pomógł albo po prostu był. 8/10
Przeczytałem kilka losowych postów z początku i wszystkie były na nie lecz na końcu był twój powyższy post który mnie przekonał. Obejrzałem i przyznam że nie żałuje.
bo należy samemu obejrzeć żeby coś ocenić oczywiście możemy sugerować się ocenami innych ale ja wyznaję zasadę żeby oceniać należy osobiście obejrzeć
zgadza się. wczoraj miałem przyjemność na Ale Kino (bodajże). Przez chwilę myślałem, że ta Donna jest dorosłym Petem, który po tych wszystkich okrucieństwach okaleczył się i faktycznie padł/a ofiarą choroby Münchhausena. Niestety końcowa scena a wcześniej nagrany na taśmie Pete ... skołowało mnie to na dobranoc. Więc kim był Pete? Kim Dona? Dlaczego miejscowym tak bardzo zależało na bezpieczeństwu Dony?
Toni Collette - genialnie, R. Williams - nieźle , Bobby Cannavale - ciekawie
Film, który pozostawia pytania nie zasługuje na ocenę 5,8.
Takie moje zdanie
Zanim Gabriel Noone pojechał do Wisconsin rozmawiał z "żółtą laską" (W sumie kim ona była?). W tej rozmowie padła opcja, że być może Pete został zmyślony przez Donnę albo był jej zmarłym synem. To pasuje - albo miała rozdwojenie jaźni w skutek opisanych przeżyć z dzieciństwa, albo - co później wydało się bardziej odpowiednie - Pete zmarł, a ona w skutek jakiegoś szoku czy choroby utrzymywała go przy życiu. Ostatecznie, jak powiedział Jess w jednej z ostatnich scen, Pete mógł być każdym. Mógł rzeczywiście znać Donnę, nawet być z nią spokrewniony, przez co udało jej się zdobyć nagranie, ale mogła je też zdobyć podstępem. Ba, może - co mi właśnie przyszło do głowy - było coś z prawdy w tym, że chłopaka nagrywali. Co prawda film nie dał jednoznacznej odpowiedzi, ale było kilka możliwości podanych, dlatego mnie on tak głowy nie zaprząta. Zwłaszcza kwestia miejscowej ludności - to wydaje się oczywiste. Zresztą to też zostało zauważone przez Jessa, zdaje się. Krążyła opowieść o pokrzywdzonym dzieciaku, ta sama, która została zapisana w książce i pokazana na początku filmu. Ojciec go wykorzystywał, ba, nawet matka o wszystkim wiedziała. Każdy współczuł (co w sumie pasuje do podanej w filmie definicji osobowości pozorowanej, na którą miałaby cierpieć Donna). A że bliscy go wykorzystywali, to teraz całe miasteczko nerwowo reagowało na próbę kontaktu jakiegoś obcego. Uznali, że Gabriel to kolejny pedofil.
A propos ciekawostka. Zespoł Münchhausena wziął swoją nazwę od barona Münchhausena. Ów baron także opowiadał o sobie niestworzone historie, wręcz fantastyczne. W latach 80. powstał film, zdaje się na podstawie jego biografii (lektura książki jeszcze przede mną), "Przygody barona Münchhausena". I w filmie tym - co prawda nie rolę tytułową, zagrał właśnie Robin Williams.
Ciekawe tezy. No i Williams jako Munchausen. (muszę nadrobić te zaległości).
A może Donna była rzeczywiście matką Petea, która zrobiła z siebie męczenniczkę i ofiarę. A książka i cała otoczka z dzieckiem była formą terapii? Społeczność jej współczuła, a ona ... Sam nie wiem. Chyba zgodzimy się razem, że film jednak jest wart wyższej oceny.
Robin Williams grał inną postać, nie barona. Tak na marginesie pisze się Münchhausen (dwa h). :p
Donna była oszustką, ewentualnie chorą osobą, jak kto zwał tak zwał. Naciągaczka. Na końcu przecież wszystko pokazali, chociaż już wcześniej, podczas rozmów telefonicznych było widać, że nie jest niewidoma. I nagle jej syn nie ma już AIDS, a jest kaleką bez nogi. Po czym widać, jak kolejna osoba dała się nabrać, bo lituje się nad tą "biedną kobietą".
"a ona ... Sam nie wiem" - Postawa Donny jest paradoksalnie całkiem normalna. Ludzie wiecznie zabiegają o zainteresowanie i sympatię innych. Choćby przez upodabnianie się do nich, powtarzanie tych samych życiowych schematów czy podobne ubiory, czyli przez modę. Tyle że ona tak naprawdę była całkiem sama, to była taka pozorna sympatia, pusta. Sympatia dla samej sympatii.
Co do oceny to jednak nie. :P "Nocny słuchacz" był dosyć przewidywalny. Tym bardziej, że ostatnio leciał film "Red Lights", w którym z kolei De Niro grał niewidomego. Też był naciągaczem. Także w krótkim czasie na tym samym kanale film o podobnej schematycznie postaci.
to co było widać podczas rozmów telefonicznych to było wyobrażenie Williamsa - to nawet inna osoba była, zresztą można było się domyślić, że nie jest niewidoma po tym jak się przebierała a jak się odwrócił to powiedziała żeby się odwrócił... ;->