Wszyscy tutaj chwalą Steal Away, a ja myślę, że to Ewan McGregor błysnął talentem reżyserskim. W Bone nie ma ani słowa dialogu, a jednak gra aktorów i muzyka znakomicie to rekompensują. Dziewczyna jest śliczna, aktor męski doskonale zagrał niezbyt szczęsliwego muzyka, który wraca po koncercie lub próbie do swej samotni gdzieś w okolicach Camden (Great Portland Street to niedaleko z tego co pamiętam). Moja ulubiona scena, to ta z odchodzącym saksofonistą (duch?) wyglądającym jak Sir Bob Geldof. I to londyńskie opuszczone metro późną porą - najbardziej klimatyczne miejsce na ziemi, jakie znam.