Według mnie pożegnał się z kinem w wielkim stylu. Przede wszystkim rola chorego na raka rewolwerowca to na pewno jedna z jego najlepszych kreacji, poza tym film ten ma też pewien aspekt autobiograficzny i podsumowujący bogatą karierę Johna Wayne'a. Znalazło się miejsce dla wielu scen pełnych nostalgii, a także innych, w których dominuje czarny humor. Były momenty, w których się wzruszyłem ze względu na świetne dialogi. Początkowe sceny przedstawiające Wayne'a w innych westernach bardzo dobrze zmontowane i pasują do całości. Zakończenie trochę w stylu spaghetti westernów klimatyczne. Fajnie, że nacisk został położony bardziej na nastrój i na kreację postaci niż na akcję i strzelaniny. James Stewart solidny w swojej roli, najlepsze sceny, gdy dzieli ekran z Wayne'm. Muzyka Bernsteina w porządku. Don Siegel jako reżyser nie zawiódł, miał rękę do westernów. Moim zdaniem biorąc pod uwagę czas powstania "Rewolwerowiec" jest świetnym filmem.
Fakt znakomite zakończenie świetnej kariery. To spory kawał mojej młodości, nigdy go i jego kreacji nie zapomnę i pewnie nieraz będę jeszcze do jego filmów wracał. Co do reszty tego co napisałem to zgadzam się chyba ze wszystkim miło go było zobaczyć razem z James'em Stewart'em (to jeden z moich ulubionych aktorów) na jednym ekranie. Już wcześniej zasłużył u mnie na 9 ale chyba rzeczywiście należy mu się jeszcze dodanie do ulubionych choćby z racji mojego wielkiego sentymentu do Johna. Pozdrawiam.
Te wstawki z poprzednich westernów JW były świetne. Zwłaszcza że wszystkie te filmy niedawno oglądałem bo aktualnie na tapecie mam tylko westerny. Świetne pożegnanie z kinem Johna, człowieka legendy.
Zgadzam się z wami. Ten film jest rewelacyjny, John Wayne pokazał nim swoją klasę.